Dojeżdżając do wybrzeża Albanii, w okolicach miejscowości Ksamil, cieszymy się jak dzieci, że w końcu zobaczymy morze. Przez ostatni czas odwiedzaliśmy państwa bez dostępu do morza: Serbię, Kosowo i Macedonię. Zacieramy ręce, parkujemy pod palmą i zbieramy się, żeby w końcu wykąpać się w morzu, tym bardziej, że jak na wrzesień dzień jest wyjątkowo upalny. Nie ma dla nas znaczenia czy to jeszcze Adriatyk, wg niektórych granic, czy to Jońskie. Co tam granice, co tam podziały, morze to morze. Upał jest niemiłosierny i trzeba się schłodzić po kilkugodzinnej jeździe. Przebrana w bikini, przez okno widzę turkusową wodę, szukam plażowego ręcznika, Daniel otwiera drzwi i już, już prawie siedzimy w wodzie, kiedy …. czar pryska.
– Dzień dobry!
Pod Groszkiem stoi cała pielgrzymka Polaków przekrzykująca dochodzące z plaży disco polo, pomieszane z techniawką, piszczące dzieci i szczekające psy … to Wy? To Wy? Tym kamperem w Discovery? Drudzy …to Wy? To WY z Youtube? Możemy sobie zrobić fotkę z Wami? A samego kampera? A Wy i my na tle Groszka? Ja poproszę z samą Aldoną, Daniel zrobisz nam? A gdzie teraz jedziecie? Ile tu będziecie? A macie tu kibel? Ile Wam pali? Nie psuje się? Ale Wy wysocy jesteście! Jak Wy się tu mieścicie? To Ty nie zawsze się malujesz? Gdzie mieścisz buty? Ile masz par butów? Ile Wam wchodzi litrów wody? Daniel brzuch Ci znikł. Na YouTube wydawał się większy… Groszek? Brzuch? Nie wiem, mam mętlik w głowie, czuję się osaczona. Nagle kątem oka dostrzegam wyspę, wystającą z pięknej turkusowej wody. Czuję, że mnie woła, odzyskuję jasność umysłu i teraz ja wołam: Kochani ktoś jeszcze fotkę? Bo my idziemy się schłodzić, a potem jedziemy szukać promu, na Korfu. Daniel patrzy się na mnie z wybałuszonymi oczami i przełyka ślinę. Czy przypomniał sobie o swojej chorobie morskiej? Czy ma pretensję, że ogłaszam nowinę pielgrzymce pod kamperem, bez konsultacji? Nie wiem, nie zdążył nic powiedzieć. Ubiegam jego pytanie i przypominam mu o zaległym prezencie urodzinowym. Tak, chcę przełożone urodziny z listopada spędzić we wrześniu następnego roku, na tej wyspie. Tak teraz, przecież zaraz będą następne… Daniel zastyga, wie, że umowa jest umowa….
Sprawdzamy ceny promów i okazuje się, że pomimo, iż Korfu znajduje się ok. 2km od plaży w Ksamil, na której jesteśmy, port jest w Sarandzie i nie płynie się na najbliższy wysunięty punkt wyspy. Na Korfu są dwa promy w Kerkirze i Lefkimmi. Tu czy tu, wychodzi kilkugodzinny rejs i jakoś drogo. Szukamy dalej i zdziwieni, odkrywamy, że taniej jest popłynąć z Grecji, z miejscowości Igoumenitsa do Lefkimmi. Wtedy wyklarował nam się plan by objechać całą wyspę i wrócić bezpośrednio do Albanii, bo musicie wiedzieć, że Korfu najlepiej jest zwiedzać autem, czy to wypożyczonym, czy własnym, czy właśnie kamperem. Nie jest to proste, ze względu na bardzo ciasne, kręte i strome uliczki, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na samej wyspie… ale na prawdę warto.
Kilka najważniejszych faktów o Korfu, które warto wiedzieć o Korfu:
Korfu jest przepiękną zieloną wyspą i do zobaczenia jest tu wiele, to nie tylko piękne plaże, gaje oliwne, zachwycająca architektura, ale także przepiękna przyroda, gdzie można spotkać wolno żyjące różowe flamingi. By objechać ją na spokojnie potrzeba minimum tydzień i przez cały ten czas nikt na Korfu się nie będzie nudził. Piszę tu o zapalonych turystach, którzy nie potrafią uleżeć na plaży. My nie nudziliśmy się przez prawie dwa tygodnie, a nie zobaczyliśmy wszystkiego.
Korfu jest najdalej wysuniętą na północ wyspą z Wysp Jońskich. Znajduje się między „obcasem włoskiego buta” a zachodnim wybrzeżem Grecji i Albanii. Linia brzegowa wyspy to 217 km, a jej powierzchnia to 592 km², o długości ok. 62 km, przeciętna szerokość nie przekracza 9,5 km. Korfu zamieszkuje ok. 110 tys. mieszkańców (z czego ponad połowa w mieście Korfu).
Korfu nazywana jest „ Wyspa Feaków” gdyż to właśnie lud Feaków w czasach starożytnych zapoczątkował cywilizację na terenie wyspy. Jednak pierwsze artefakty, świadczące o zamieszkaniu Korfu przez ludzi sięgają epoki Paleolitu. W historii Grecji często mitologia przeplata się z rzeczywistością i nie jest do końca jasne, kim byli pierwsi ludzie, natomiast co do czasów starożytnych jest pewność, stąd nazwa.
Druga nazwa, moja ulubiona i łatwiejsza do zapamiętania to „wyspa szczęścia”. Ma to związek przede wszystkim z tym, że Korfu ominęło wielkie trzęsienie ziemi w 1953 roku, które zrównało z ziemią okoliczne wysypy: Zakinthos, Kefalonię i Itakę. Dzięki temu na wyspie zachowała się wenecka architektura, która robi wrażenie po dziś dzień, głównie w stolicy. Mało tego, nawet podczas II wojny światowej, nie została ona zniszczona. Wielu ludzi przypisuje to wyjątkowe szczęście patronowi wyspy, św. Spirydonowi.
Mimo iż od 1864 roku Korfu, wraz z innymi wyspami jońskimi należą do Grecji, wyspa najwięcej zawdzięcza Wenecjanom, którzy przez ponad cztery wieki panowali na wyspie. To oni posadzili drzewa oliwne na Korfu, co zmonopolizowało rynek oliwny w regionie i rozwinęło gospodarkę wyspy. Do tej pory na Korfu rośnie ok. 4 mln drzew. Poza tym Wenecjanie rozwinęli wyspę pod względem ekonomicznym, rolniczym i edukacyjnym. Można zaryzykować stwierdzenie, że otworzyli Korfu na świat i przygotowali solidne podstawy, by wyspa stała się turystycznym kąskiem, dla takich maniaków jak my. Przez dużo krótszy czas, wyspa była pod panowaniem francuskim i brytyjskim. Brytyjczycy doprowadzili wodę pitną do wyspy, nauczyli Greków grać w krykieta, oraz sprowadzili na Korfu kumkwat, który obecnie jest jednym z symboli wyspy, gdyż słynie ona z uprawy tego owocu oraz wielu niespotykanych przetworów, jak np. lody o smaku kumkwatu czy dżemy. Od czasu panowania brytyjskiego wyspa cieszy się ogromną popularnością wśród Brytyjczyków, a wielu zdecydowało się zamieszkać w niej na stałe.
Od 1981 Korfu zaczęło przeżywać turystyczny boom, ze względu na to, że na wyspie został nakręcony James Bond „Tylko dla Twoich Oczu.” Patrząc na liczbę turystów pod koniec września, śmiem sądzić, że trwa on do dziś…
W 2007 stara część stolicy Korfu, z zachwycającą architekturą wenecką zostaje wpisana na listę UNESCO i co jak co, ale na Bałkanach jest to jedno z nielicznych miast, które polecam z ręką na sercu, bo robi mega wrażenie.
Korfu uchodzi za jeden z najlepiej fortyfikowanych terenów Europy. Wyspa przeżyła mnóstwo najazdów tureckich, jednak mimo mniejszej liczebności Wenecjan, Turcy nigdy nie zdobyli małej wyspy.
Co zobaczyć na Korfu? Nasze TOP10 must see
▷ Cape Drastis
To nasz numer jeden na całym Korfu, tu podobało nam się najabrdziej. Przylądek Drastis jest najdalej wysuniętym miejscem w północnej części wyspy. To miejsce, najbardziej niedostępne, po pierwsze dlatego, że droga na to wybrzeże prowadzi bardzo wąskimi i krętymi uliczkami. Po drugie, niestety, jest to teren prywatny i na sam przylądek nie ma wstępu, ale spokojnie, co najważniejsze można zobaczyć. A jest na co patrzeć, jest to zjawiskowo poszarpane wybrzeże i szczerze mówiąc, dotychczas nigdzie nie widziałam, takich fantazyjnych formacji skalnych. Na całym Korfu to miejsce zrobiło na nas największe wrażenie, widoki powaliły nas na kolana, a zdjęcie z drona Cape Drastis trafiło do naszego kalendarza. Tu nie dociera zbyt wielu turystów i ma się wrażenie, że odkrywa się coś nowego, niespotykanego. Na fale rozbijające się o tak wiele przeszkód, można patrzeć godzinami. Warto wybrać się na przylądek wieczorem, gdyż białe klify i turkusowa woda skąpane w promieniach złotej godziny wyglądają zjawiskowo. Nieopodal znajdują się plaże, słynące z najpiękniejszych zachodów słońca na całej wyspie i w okolicach przylądka, można skorzystać właśnie z nich, gdyż tam już ograniczeń wstępu. Najwygodniej przyjechać tutaj samochodem, chociaż droga jest wąska i piaszczysta. Na końcu drogi znajduje się niewielka „plaża” na skałach, brakuje tam jednak parkingu – dlatego lepiej zostawić samochód trochę wcześniej. My jednak dojechaliśmy kamperem do samego końca i poza sezonem spędziliśmy tam jeden z najpiękniejszych noclegów na dziko w naszym życiu.
▷ Canal d’Amour, czyli Kanał Miłości
Jest to jedno z najsłynniejszych i najpiękniejszych miejsc na Korfu. Jednak jest mocno oblegane przez turystów i nawet zaraz po wschodzie słońca, ciężko zrobić tam zdjęcie bez ludzi. Jednak i tam udało nam się znaleźć miejscówkę na dziko i spędzić noc i poranek nad samym morzem, z pięknym widokiem na jedną z zatoczek, z której wystawała z wody jedna z licznych w tych okolicach formacji skalnych. Wszystko to jest położone w okolicach Sidari na północy wyspy. Sama miejscowość jest mocno „uczęszczana” choć nie ma w niej nic ciekawego oprócz mnóstwa hoteli, innych miejsc noclegowych, sklepików wszelkiej maści, wypożyczalni aut, kładów, buggy, a także mnóstwa tawern i barów. Tu w sezonie tętni życie nocne i jest się gdzie zabawić. Jest to najbrzydsza miejscowość jaką widzieliśmy na wyspie i nie polecamy noclegu w Sidari. Popularność miejsca, sodoma i gomora w miasteczku, to must have do zobaczenia, ale raczej nie plażowania, czy do spędzania wakacji. Warto wiedzieć, że kanał jest miejscem bardzo niebezpiecznym do pływania, jednak widzieliśmy wielu śmiałków narażających życie… Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, o tym miejscu krąży pewna legenda… Podobno jeśli jesteś kobietą i przepłyniesz kanał, masz gwarancję na zdobycie mężczyzny swoich marzeń. W przypadku pary, przepłynięcie Kanału Miłości zagwarantuje wam obojgu szczęśliwy związek aż po grób. Być może nie tyle oryginalne formacje skalne, co sama legenda sprowadza do Sidari, tak wielu turystów…
▷ Laguna Korrission
To miejsce najmniej znane i najbardziej pomijane przez turystów, a naszym zdaniem niesłusznie. To najspokojniejszy region całej wyspy, tak spokojny, że można tu poobcować z dziką naturą. Długa piaszczysta plaża ciągnie się kilometrami, turyści mogą bez obaw zamienić się w naturystów. Z drugiej strony znajduje się słone jezioro, dzika przyroda, NATURA 2000. Na terenie Korrission żyje około 120 różnych gatunków ptaków, z czego aż 86 jest pod ochroną. Można spotkać tu kaczki, pelikany, kormorany, wiele gatunków motyli, żółwie wodne, węże i przede wszystkim flamingi różowe.
▷ Porto Timoni
To przystanek obowiązkowy na Korfu! Wygląda jak mini kopia tajskiej wyspy Koh Phi Phi. Zatoka ma dwie bliźniacze plaże: wschodnią i zachodnią, obmywane przez bajeczne turkusowe wody Morza Jońskiego. Do punkt widokowy, do którego nie da się dojechać, trzeba dojść pieszo. Polecam minimum adidasy, dla zdrowia i bezpieczeństwa, siebie i innych. Podejście jest dosyć strome, skały ostre, ruch turystyczny duży. W upalny dzień, trasa jest męcząca, ale warto! Warto też poczekać w kolejce do zdjęcia, gdyż w najlepszym miejscu do zdjęcia, jest bardzo ciasno, a turyści schodzą się i z góry i z dołu. Takie widoki nie zdarzają się często i tu warto cierpliwie zaczekać.
▷ Agios Georgios
To jedna z najpiękniejszych plaż na wyspie, znajdująca na północno-zachodnim wybrzeżu Korfu. Ciągnie się przez około 2 km przez wioskę Agios Georgios, pośród malowniczych wzgórz i gajów oliwnych. Piaszczysta plaża oprócz pięknych widoków zapewnia wypoczynek i radość z kąpieli w krystalicznej turkusowej wodzie, gdyż na takiej przestrzeni nie czuć turystycznego tłoku. Tu bardzo miło spędziliśmy czas i odpoczęliśmy w podróży.
▷ Paleokastritsa
Jest to jedna z najbardziej malowniczych miejscowości na Korfu, jednak bardziej na oglądanie, niż plażowanie. To skaliste wybrzeże z sześcioma turkusowymi zatoczkami: Agia Triada, Platakia, Alipa, Agios Spirydon, Agios Petros, Ambelaki, kryjące piaszczyste i żwirowe plaże. Każda zatoczka zachwyca, można plaże zmieniać co chwilę, niestety przez swoje piękno i sławę, każda jest zatłoczona przez turystów. W czasie naszego pobytu, było tak ciasno, że nawet gdybyśmy chcieli, nie bardzo byłoby gdzie się rozłożyć z ręcznikami, nie mówiąc o leżakach. Miejsce jest godne uwagi, każda urokliwa zatoczka skrywa piękne formacje skalne, jednak przez ogromne zatrzęsienie turystów, było tam głośno, ciasno i nie poleciłabym tego miejsca na plażowanie. Chyba, że ktoś lubi dzikie tłumy.
▷ Kerkyra
Wszyscy, którzy nas znają wiedzą, że stronimy od miast, jednak stolica wyspy jest na tyle wyjątkowa, że spędziliśmy w niej kilka dobrych dni. To przepiękne portowe miasto, o niezwykłej architekturze z nadmorskim klimatem. O dziwo znaleźliśmy tu kilka miejsc, w których spokojnie spaliśmy na dziko, za każdym razem nad samym morzem. Co w stolicy jest warte uwagi? Po pierwsze, najważniejsze, co warto wiedzieć, to jest to najbardziej odklejone greckie miasto od Grecji, gdyż przechadzając się po Kerkyrze, można mieć wrażenie, że jest się bardziej we Włoszech, niż Grecji. Paradoksalnie mówiąc, stolica Korfu przypomina miniaturę Wenecji, inni powiedzą, że jest to pomieszanie stylów całej Europy, ale nikt nie powie, że Korfu wygląda jak miasto greckie.
Nie da się ukryć, że Wenecjanie przez ponad cztery wieki trzymali Korfu w swoich rękach. Jest także kilka pozostałości po krótkim panowaniu brytyjskim. Brytyjczycy postawili w stolicy wielkie pałace: św. Michała, św. Jerzego i Mon Repo, w którym przyszedł na świat mąż królowej Elżbiety, Fili II. Ponoć Napoleon Bonaparte był zakochany w wyspie szczęścia. W czasach gdy panowała Elegancja – Francja powstało zagospodarowanie placu Spinada oraz ulica reprezentacyjna Liston, z rzędem kawiarni, która przywodzi na myśl paryską Rue de Rivoli. Jednak Francuzi i Brytyjczycy, za krótko rządzili by zmienić weneckie Korfu.
Warto przespacerować się tymi wąskimi, krętymi uliczkami, przyozdobionymi suszącym się praniem, zwisającym z kolorowych kamiennic i zaobserwować te architektoniczne niuanse. warto też się zgubić na Starówce, gdyż każda uliczka skrywa w sobie coś wyjątkowego. Stara Twierdza i Nowa Twierdza, także są ciekawym punktem na wycieczkę, na nas największe wrażenie zrobiły z zewnątrz.
▷ Kanoni
Kilka kilometrów od stolicy znajduje się półwysep o nazwie Kanoni, który słynie z przepięknych dla odmiany, wschodów słońca. Rozpościera się stąd piękny widok na Valchernę – malutką śnieżnobiałą cerkiew połączoną z lądem molo. Kościółek wzniesiono w 1685 roku, a w jej wnętrzu mieści się kaplica oraz sklep z pamiątkami. Na drugim planie widać oddzielającą się od niebieskiego morza zieloną wysepkę, Pontikonisi. Czyli po polsku „Mysia Wyspa”, mieści się na niej bizantyjski kościół Chrystusa Pantokratora, pochodzący z XI / XII wieku. Podobno na Mysiej Wyspie znajdował się kiedyś szpital psychiatryczny. Jeśli dać wiarę mitologii, Mysia Wyspa była kiedyś statkiem Feaków, który został w zemście zamieniony przez Posejdona w kamień. Na wysepkę można popłynąć i zwiedzić monastyr.
▷ Lotnisko na Korfu
To miejsce, które dostarczyło nam najwięcej adrenaliny na całej wyspie. To jedno z tym miejsc na świecie, gdzie można zrobić selfie z samolotem, gdyż latają one dosłownie nad samą głową. Europejskie Sint Maarten, dostarczy każdemu niezapomnianych wrażeń, nie można ominąć takiej atrakcji. Pas startowy lotniska na Korfu jest umiejscowiony na sztucznie usypanej grobli, którą z obu stron otacza morze. Przy każdym starcie i lądowaniu wstrzymany jest ruch samochodów na znajdującej się obok drodze.
Musimy szczerze przyznać, że Grecja nie jest naszym ulubionym państwem. Sam kraj jest piękny, Korfu też, ale ludzie nas irytują. Głównie chodzi o ich mentalność, podejście do turystów, a może zmęczenie ich liczbą? Windowanie i tak dużych cen i naciąganie. Małe kłamstewka, zmiany cen w zależności od humoru Greka, lub jego widzimisię. To nie jest miejsce dla Vanlifersów całorocznych, nawet na zimę. Jednak mieliśmy szczęście trafić na wyjątek od tej reguły i poznaliśmy Greka, który uratował sytuację i z którym mamy kontakt do dziś. A wszystko to miało miejsce właśnie na Korfu.
▷ Ipsos
Mimo, że sezon na Korfu dobiegał końca, wrześniowe słońce słabło, turystów było wszędzie pełno i ciężko było znaleźć nam miejsce na dziko, by chwilę popracować, poukładać nasze sprawy i myśli w spokoju. We wspomnianej Lagunie Korisson nie byłoby z tym problemu, jednak byliśmy już z drugiej wyspy, tej najciaśniej zabudowanej i zagospodarowanej. Planowaliśmy powrót bezpośrednio do Albanii. Ściemniało się i gdzieś trzeba było przenocować, zrobić postój, terminy i obowiązki wołały do nas coraz częstszymi mailami i telefonami. Daniel znalazł na Google Maps, skrawek zieleni, na końcu słynnej plaży Ipsos, za niewielkim portem, nie bardzo mieliśmy inne wyjście i stwierdziliśmy, że tam przucupniemy. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę, mimo iż jednocześnie było to najbrudniejsze miejsce jakie widzieliśmy na całym Korfu. Może dzięki temu panował tam spokój, więc zatopiliśmy się w laptopach. Od ogromnej Ipsos Beach i jej zgiełku chronił nas niewielki port, w którym nic się nie działo. Nie dość, że nie było żywej duszy, to nie patrząc pod nogi, mieliśmy przepiękny widok na morze, góry i Albanię, nasz ulubiony bałkański kraj.
Grecka oliwa
Po kilku godzinach naszej pracy w uchylonych drzwiach „Groszka” pojawiła się głowa mężczyzny, który bardzo chciał pogadać. Niestety chyba nie zwrócił uwagi na rejestrację, bo my po grecku ledwo znamy podstawowe słowa. Grek, był wyjątkowo uparty, więc zaczęliśmy mówić do niego po angielsku i na szczęście coś w tym języku kleił. Wypytał się nas gdzie byliśmy kamperem, i w życiu i na Korfu, co robimy, gdzie jedziemy. My też się wypytaliśmy co nieco. Okazało się, że idąc po kamieniach, w drugą stronę Ipsos, jest ukryta niewielka plaża, gdzie miejscowi chodzą się kąpać i odpocząć od turystycznego zgiełku. Andreas, bo tak miał na imię, miał tego dnia wolne, (na co dzień jeździ tirem), więc postanowił wybrać się z żoną na tajne miejsce tubylców i był tak bardzo zdzwiony, że napotkał nas, że zaproponował, że przyniesie nam oliwę z oliwek własnej roboty.
A może nas polubił?
Póki co podarował nam dwa zestawy kawy rozpuszczalnej na zimno i oddalił się z żoną w stronę plaży, o której istnieniu wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Po kilku godzinach w otwartych drzwiach znowu pojawiła się głowa Greka, a potem baniak z oliwą. Zapytaliśmy ile kosztuje. Nie wiemy do tej pory, bo na hasło „oliwa” pojawiła się nerwówka. Doprawdy powiadam Wam, Grecy mają fioła na punkcie oliwy i jak mowa o oliwie własnej roboty, robią się nerwowi. Troszkę to wyglądało jak walka o honor. My po prostu zapytaliśmy ile ta oliwa kosztuje, po angielsku, a Grek nie był dobry w angielski, może coś nie zrozumiał, bo wpadł w jakiś amok, zaczął krzyczeć na nas po grecku… Ciężko było go uspokoić, zaczęłam żałować, że nie przyjrzałam się jego żonie, żeby wezwać ją na ratunek. Głowa Greka, weszła do naszego kampera głębiej, już łącznie z szyją i rękami, którymi Andreas machał jak wiatrak…. Daliśmy mu kampermaniakowe breloczki z opcją otwierania piwa, chwilę popatrzył, uśmiechnął się, podobało mu się. Jednak Daniel wystrzelił znowu z zapewnieniem, że tyle oliwy, to może my sobie odlejemy do słoiczka, że nam 5 litrów nie potrzeba….. Niestety Andreas znowu zaczął wiatrakować rękami. Ceny nie podał, my nie mieliśmy gotówki. Więc wsadziłam mu w te ręce polskie piwo, które zostawili nam Polacy, których spotkaliśmy na Korfu. Ucieszył się jeszcze bardziej, uspokoił, otworzył piwo, ale po wypiciu połowy zaczął mniej płynnie mówić po angielsku i jego wizyta zaczęła nas męczyć, więc niepotrzebnie spojrzałam na butlę z oliwą, znowu sobie przypomniał, odstawił piwo i zaczął machać naszym brelokiem. Trzeba było Greka jakoś uspokoić, zająć czymś innym.
Bez Vasco ani rusz
Przypomniałam sobie, że mamy na stanie (translator Vasco) i uff … zadziałało, greckie ręce przestały latać jak wiatrak, złapały nieznany gadżet i po krótkiej instrukcji Andreas miał nowe zajęcie, a my zresztą też, bo trzeba się było skupić. Nowy znajomy, włączył tłumaczenie z greckiego na angielski, a nie polski… a my angielski znamy, ale bez przesady. Jednak gdy wiatrak rąk się uspokoił, nie chcieliśmy mu go zabierać, więc Andreas przechwycił nam Vasco, zapominając, że przecież możemy przez translator rozmawiać jednocześnie, przez wbudowane po obu stronach mikrofony. Zapomniał lub nie chciał pamiętać, że jesteśmy Polakami i mógłby włączyć tłumaczenie na polski, ale co tam. Baliśmy się mu go zabierać i przecież ćwiczeń z angielskiego nigdy za wiele. Jak było do przewidzenia, Grek skupił się na oliwie. Tłumaczył w skupieniu przez translator według niego najważniejsze informacje… Poznaliśmy tajniki wyrobu, zapewnienia, że on sam wytwarzał i nie chce robić biznesu, chce nam po prostu, ot tak odpalić 5 litrów swojaczka oliwy, w co w dalszym ciągu było dla nas nowością, po naszych kontaktach z Grekami… Kiedy wypił do końca polskie piwo, wytłumaczył nam za pomocą naszego Vasco tajniki swojskiej oliwy, zgarnął z blatu kampermaniakowy brelok do otwierania piwa, wyjął głowę z Groszka i już bez translatora wypowiedział słowa, które przypominają nam się do dziś, kiedy znów jesteśmy w Grecji, tym razem lądowej… i na które czekamy wciąż cierpliwie, od kilku tygodni:
„I’m normal Greek, no business.”
Więcej w naszym filmie z Korfu, gdzie możecie zobaczyć oprócz pięknych widoków także Andreasa, normalnego Greka, którego w Grecji ze świecą szukać:
Bardzo Ciekawy Artykuł Aldono Miło Się Go Czyta Życzę Wam Dużo Zdróweczka i Samych Sukcesów W Życiu Osobistym w Tym Nowym 2022roku i Dużo Zdrówka Elik💗💗😘😘
Dzięki, dla Ciebie też wszystkiego co najlepsze 💚