Zdradzę Wam kampermaniakowe tajemnice, gdyż często pytacie dlaczego śpimy na dziko i jakie są nasze doświadczenia. Temat jest długi i szeroki, dlatego dziś skondensuję go, przedstawiając wady i zalety takiego sposobu podróży kamperem, bo o podstawach spania na dziko pisaliśmy już tutaj (klik!). Mimo, że ten sposób moim zdaniem jest trudniejszy i ma więcej wad, to zdradzę Wam, dlaczego dla nas to najlepsza opcja już od czterech lat. Wszystko jest dla ludzi. Kempingi są potrzebne i nocowanie w miejscu płatnym, ogrodzonym, bezpiecznym, z mediami i często innymi udogodnieniami. To też rozwiązanie, ale nie dla nas. Dlaczego?

Plusy


+ Największą zaletą nocowania na dziko jest wolność. Wolność wyboru. Możliwość spania w pięknych okolicznościach przyrody, bez ogrodzenia, bez wyznaczonego miejsca w parceli z widokiem na płot, czy okno sąsiada stojącego obok. Z imprezą, bez imprezy. Bez sąsiadów. Z sąsiadami. To my decydujemy. A jeśli są, pojawią się znikąd, a my nie mamy ochoty na towarzystwo, czy humoru na integrowanie się? To mamy wybór. Nie musimy się nikomu tłumaczyć, wymeldowywać itd. Nic nie musimy, a wszystko możemy. Możemy odjechać w każdej chwili, albo jednak spróbować poznać dzikusów podobnych sobie, a nuż widelec, to będzie przyjaźń na długie lata? Jednak jeśli towarzystwo nam nie będzie odpowiadało, będzie zbyt hałaśliwe lub mieliśmy inne plany (czytanie książki, pracę w skupieniu przez cały dzień, spanie czy wsłuchiwanie się tylko w odgłosy natury, a nie sąsiadów, kosiarki, kładów, imprezy itd.), możemy się przestawić dalej lub pojechać w inne dzikie miejsce.

+ Brak jakichkolwiek kosztów. Jeśli jesteśmy w stanie znaleźć bezpłatne miejsce „na dziko” jesteśmy w stanie znaleźć wodę za darmo, nie tylko do mycia, ale także do picia. Czasami ze znalezieniem wody trochę się schodzi, ale o tym możecie poczytać tutaj (klik!). Można nie płacić za kempingi, za parkingi, a nawet za wodę. Oszczędzamy, a jedynym kosztem jest paliwo na dojazd, ewentualnie gaz. Jeśli uda nam się przez cały wyjazd znaleźć wszystkie bezpłatne miejsca, pomyślmy ile setek czy tysięcy złotych, w zależności od długości wyjazdu zostaje nam w kieszeni? To jest MEGA oszczędność!

+ Satysfakcja jak znajdziemy super miejsce w zależności od potrzeb. Czy to widowiskowe czy też takie, w którym spotka nas niesamowita przygoda. I tu musimy przyznać, że im bardziej dziko, im miejsce jest spoza wszelkich aplikacji, tym prawdopodobieństwo przygody jest większe. I nawet jeśli, przygoda nie jest bajkowa, to zawsze jest nową lekcją dla nas. Można poznać fascynujących ludzi, z którymi wspaniale spędzimy czas. Jeśli innym razem szukamy ciszy i spokoju, to właśnie to miejsce da nam wyciszenie, którego potrzebujemy. Jeśli szukamy pięknych widoków, nie ogranicza nas nic, a zdając się na własną kreatywność i spryt, po prostu się rozwijamy. Możemy mieć nocleg w najpiękniejszym miejscu w jakim byliśmy, za darmo i tylko dla nas. To my decydujemy ile czasu spędzimy, czy zjemy tu tylko śniadanie i ruszymy dalej czy będzie tak malowniczo, że zostaniemy do kolacji, a może na tydzień lub dłużej.

+ Znalezienie świetnej miejscówki na dziko to wyzwanie, to poszukiwanie czegoś nowego. Taki pozytywny wysiłek to rozwój, nauka, poznawanie świata i przede wszystkim poznanie siebie samego. Odkrywamy w ten sposób to czego potrzebujemy, co nam odpowiada, co jest nam potrzebne do spania na dziko. Sprawdzamy, wypróbowujemy warianty, a dzięki temu wiemy na przyszłość co się nie sprawdziło. Po pewnym czasie jesteśmy specjalistami i wypracowujemy swój styl podróży, swoje sposoby na łatwiejsze i szybsze szukanie miejsc. Z każdym noclegiem na dziko jest łatwiej, wiemy więcej, jesteśmy spokojniejsi. Nie sztuką jest znaleźć adres kempingu, miejsce na jakiejś aplikacji. Sztuką znaleźć jest igłę w stogu siana.

+ Oszukać przeznaczenie. Robimy to nagminnie i namiętnie. Igramy z pogodą tak jak ona z nami. Nic nie rezerwujemy, nie bookujemy noclegu na kempingu, bo kiedy na miejscu okazuje się, że pogoda się rozkaprysiła, diametralnie zmieniła, po porostu jedziemy gdzie indziej. A często już w następnej miejscowości aura może być bardziej sprzyjająca.

+ Poznajemy dogłębniej nowy kraj, region, środowisko. Natura jest dzika i rządzi się swoimi prawami. Obserwując dziką przyrodę możemy doświadczyć jej głębi. I tak na przykład dopiero po 30 latach mojego życia, zdałam sobie sprawę, że żółwie wcale tak wolno nie chodzą, jak mnie uczono w szkole. One potrafią biegać! Serio. A obserwując zwierzęta w zoo, czyli w niewoli nie poznamy jak one zachowują się na wolności, zobaczymy tylko jak wyglądają na żywo ale nie poznamy ich naturalnego środowiska. To samo tyczy się ludzi. Nie ma się co oszukiwać, na kempingu nie poznamy kultury i zwyczajów nowego kraju, tak dobrze jak na dziko. Dlaczego? Dlatego, że ludzie tam przebywający są z różnych stron świata, często dopiero przyjechali i wiedzą mniej niż my. Owszem rozmowy i znajomości z innymi podróżnikami, turystami i kampermaniakami są często inspirujące i ciekawe. Absolutnie nie warto z tego rezygnować! Ale jak poznać tradycje i kulturę nowego dla nas regionu czy państwa? Naszym zdaniem najlepszym sposobem jest przebywanie wśród lokalsów. To od nich czerpiemy najwięcej informacji o danym miejscu. W ten sposób najszybciej i najlepiej uczymy się danego kraju, szybciej łapiemy nowe słówka i łatwiej jest nam zrozumieć zwyczaje. To właśnie lokalsi są źródłem ciekawostek, których nie ma w przewodnikach i na mapach. Same plusy. My jesteśmy przeszczęśliwi widząc zwykłe życie i ludzi takimi jacy oni na prawdę są, jak spędzają wolny czas, jak pracują. Podróżowaliśmy na wiele sposobów, ale nigdy w żadnym hotelu czy kempingu nie dowiedzieliśmy się tyle co w terenie, właśnie na dziko.

Minusy


– Największym minusem jest… Czas. Znalezienie miejsca na dziko jest coraz trudniejsze. Z każdym rokiem pojawiają się większe opłaty, nowe zakazy i nakazy. Coraz więcej biletów wstępu, płatnych parkingów i ludzi, którzy chcą zarobić na wszystkim. Nagminnie zdarza się, że na wypatrzonym przez nas miejscu okazuje się, że nie jest ono już bezpłatne, albo wcale go nie ma, bo w tym miejscu ktoś zbudował dom, drogę, lub hotel. I co wtedy? Trzeba jechać dalej, szukać. Czasem ze względu na porę i zmęczenie trzeba iść na kompromis i spać gdzie bądź. Często trzeba rezygnować z czegoś. Z ciszy, z pięknych widoków, mediów. Chcąc spać w pięknych okolicznościach przyrody bez opłat trzeba się nagłówkować, poszukać, poczytać. Często trzeba się najeździć, posprawdzać, przestawić. Czasem zajmuje to mniej czasu, czasem więcej, ale coś za coś. Takie czasy, teraz nic nie ma za darmo. Oszczędność wymaga poświęceń.

– Bezpieczeństwo. Nigdy nie wiemy co nas czeka. Najczęściej w miejscu, które znaleźliśmy jesteśmy pierwszy raz. Nawet jeśli ktoś w nim był przed nami, był w innym czasie i to, że on był zadowolony i bezpieczny nie znaczy, że my będziemy. Nigdy nie wiemy co się wydarzy, zresztą tak, samo jak na kempingu. Żeby stało się coś złego, czasem nie trzeba wychodzić nawet z mieszkania. A z naszego doświadczenia wynika jedna główna prawda noclegów na dziko: Im dalej od ludzi, tym bezpieczniej, spokojniej i ciszej.

– Wyobraźnia. Bardzo ważne, żeby ją mieć i w kamperowaniu na dziko bardzo się przydaje. Jednak tak jak posiadanie jej ma wiele zalet, ma ona jedną zasadniczą wadę. Podam jej ciemną stronę na moim własnym przykładzie. Otóż przez długi czas, naszych pierwszych razów na dziko zmagałam się z tzw. przeze mnie „nadwyobraźnią „, tłumacząc dosłownie to „moje”pojęcie, chodzi o pytania w mojej głowie: „co by było gdyby… „, „a jak… „, ” a jeśli…”. Kurtyna spada, przyjemność spania na dziko odebrana, pozamiatane. Tak się składa, że wyobraźnię to ja mam ogromną i ona płata mi figle wszelkiej maści. To trzeba leczyć! Pracuję, nad tym od dłuższego czasu i teraz jest lepiej. Żyję tu i teraz, nieważne a jeśli, a gdyby, wtedy będę się martwić. Nigdy na zapas. Wyobrażamy sobie najgorsze scenariusze, które… Najczęściej się nie wydarzą, ale same negatywne myśli potrafią nieźle namieszać i popsuć nam krew. Jeśli chcemy spać na dziko, trzeba trochę wysiłku by zmierzyć się ze swoim strachem. Wyjście spoza strefy swojego komfortu, jest trudne, ale nie jest niemożliwe i warto próbować.

– Nie zawsze jest kolorowo. To, że znaleźliśmy piękne miejsce na nocleg na dziko nie znaczy, że będzie ono piękne przez cały nasz pobyt. Ze względu, na to, że jest to miejsce na dziko, jest ogólnodostępne i ktoś w tym samym czasie co my, może z niego korzystać. Od nas zależy co zrobimy z tą sytuacją. Ale nie tylko. Zdarzają się przypadki, że raj może stać się piekłem, a sąsiedzi będą pieszczotliwie przez nas nazywanymi „męczybułkami”, nie raz wampirami energetycznymi, opowiadającymi o sobie i szukającymi uwielbienia, lub chcących wykorzystać nasz czas dla siebie. Sąsiedzi mogą być spoko, ale jednak w danej chwili będą dla nas za głośno i np. nie dadzą poczytać, popracować lub nie pozwolą się wyspać. Mieliśmy nie raz sytuację, że czasem nie dawali spokojnie zjeść obiadu i stali nam nad talerzem, totalnie nie przejmując się, że nam stygnie. Nie zadziałało nawet: „to my zjemy i zaraz do Was, przyjdziemy…” Mieliśmy sytuacje gdzie wychodząc na wycieczkę, przychodzili do nas sąsiedzi i życzyli sobie zrobienie kawy, mimo, że wyraźnie mówiliśmy, że właśnie wychodzimy i mamy inne plany. Mieliśmy sytuacje gdzie rodzice podrzucali nam swoje dzieci do opieki, mimo że wcześniej rozmawialiśmy o tym, że ten dzień chcemy poświęcić na pracę. A to, że mamy świetny kontakt z ich dzieckiem i lubimy z nim spędzać czas, nie oznacza, że już cały swój czas będziemy poświęcać dla dziecka sąsiadów i przyjechaliśmy tu żeby zostać darmową nianią. Takie sytuacje zdarzają się w życiu codziennym, w pracy, w bloku i na działce i pamiętajmy nie unikniemy ich nawet na dziko, ale dzięki nim możemy się uczyć jak sobie z nimi radzić. Ze względu na to, że podróże na dziko, służą głównie po to by przebywać nie w kamperze, ale w naturze, takich sytuacji jest dużo więcej, niż jeśli siedzimy w domu.

– Brak infrastruktury. Miejsca na dziko, to najczęściej miejsca, w których nikt nie sprząta, za to miejsce gdzie często są niemiłe niespodzianki w postaci śmieci…i tu rozwiązania są trzy. Albo szukamy następnego miejsca, co wiąże się z kosztami paliwa i ze stratą czasu na nowe szukanie. Drugą strategią jest akceptacja śmieciowej, śmierdzącej, czy uderzającej w nasze poczucie estetyki rzeczywistości. Ostatnim wyjściem z sytuacji jest… posprzątanie za innych… by przyjemniej było nam spędzić czas, co znowu się wiąże ze stratą naszego czasu…

– Przewiduj Wykorzystaj jasną stronę swojej wyobraźni.
Czyli planowanie, kiedy zapełni się toaleta, na ile starczy nam wody, zapasów jedzenia, itd. Jednym słowem następna rzecz, o której trzeba myśleć.

–  Planuj, ale bądź przygotowany na zmianę planów.
Jest to nierozerwalna cześć spania na dziko. Piszę o tym w minusach, gdyż początkowo jest ona minusem. Do tego trzeba się przyzwyczaić. Nauczyć się akceptować, że czasem trzeba odpuścić zajefajną miejscówkę, bo tak. Bo ktoś ma zły humor, ktoś jest frajerem i nas podkablował, bo akurat ktoś mimo, że przyjechał tu dużo później niż Ty, zaplanował zrobić bibę do 6 nad ranem… Życie.

– Minimalizm, czyli coś czego można się nauczyć, ale wcale nie trzeba i początkowo jest to mega trudne.
Miejsca na dziko, jak sama nazwa wskazuje często są w totalnej dziczy. Warto oswoić się z sytuacją kiedy znajdziemy super miejscówkę na dziko, po wielu poszukiwaniach, po trudnej wielogodzinnej trasie wyboistą drogą gruntową i na miejscu, po rozłożeniu markizy i przygotowaniu kampera do postoju… okaże się nagle, że zapomnieliśmy spakować lub kupić bardzo ważnej rzeczy, niezbędnej nam do przygotowania jedzenia, lub po prostu do komfortowego korzystania z danego miejsca. A do domu, często nawet sklepu daleko. Piszę o tym w minusach, gdyż mnie samą kosztowało wiele czasu, by nauczyć się żyć bez czegoś. By nauczyć się zabierać niezbędne minimum w podróż, ale też zachować spokój, jeśli jednak czegoś zapomnę lub nie przewidzę. Na początku bardzo mnie to frustrowało, takie przestawienie się z mieć na być. Zaakceptowanie faktu, że nie jest się jasnowidzem jest bardzo przydatne w życiu 😉 A potem okazało się, że bez wielu rzeczy można się obyć, wiele rzeczy można zastąpić czymś zupełnie innym, a to zamieniało frustrację w satysfakcję. A moje bycie tu i teraz nabrało większego sensu niż moje mienie. Jednak na początku to ogromny minus, z komfortowego mieszkania czy domu, wsiąść do blaszaka, znaleźć się w dziczy i po prostu żyć.

– Bez pracy nie ma kołaczy. Na większości kempingów, jest większość rzeczy potrzebnych do serwisu kampera w skondensowanej formie. Mamy pod nosem wodę, wyznaczone miejsce na szarą wodę i opróżnienie toalety. Często są prysznice, czasem nawet baseny, place zabaw dla dzieci i dla dorosłych, siłownie, pralki, suszarki, sklepy, restauracje. Z tym, że im więcej udogodnień tym bardziej słono trzeba zapłacić. Także nocując na dziko, wszystko trzeba zrobić i znaleźć samemu. To jest praca i czas. I czasem jest tak, że nie ma wyjścia. I właśnie po to są kempingi. Są one dla wszystkich i wszystkich przyjmują, nawet dzikusów, takich jak my. To żaden dyshonor. Potrzebujemy zrobić serwis kampera ( a wielu miejscach, czy krajach nie masz wyjścia) więc płacimy za serwis, jedziemy dalej i nie zostajemy na noc. A czasem mamy takie widzimisię, że chcemy z takich udogodnień skorzystać np. przy okazji zwiedzania dużego miasta, stolicy – gdzie przestępczość jest wysoka, ceny za parking i tak są wyśrubowane, a korki ogromne. Także dla świętego spokoju, zostawiamy kampera na strzeżonym kempingu, mamy serwis na miejscu, oprócz robienia kilometrów, oszczędzamy czas na stanie w korkach. Tak, zwiedzaliśmy np. Barcelonę i Moskwę, choć jeszcze większy Stambuł udało się bez. Coś nam się popsuło w kamperze i potrzebujemy kempingu. Żaden problem. Wszystko jest dla ludzi. Na dziko te wszystkie udogodnienia trzeba sobie znaleźć i rzadko bywają w jednym i tym samym miejscu. Ba! Najczęściej są one oddalone od siebie o wiele kilometrów. Także nic nie jest ujmą, wszystko jest dla ludzi.

– Nie zawsze jest tak dziko. Dzikie miejsce może okazać się mniej dzikie niż myślimy. Zdarzają się sytuacje, że okazują się one czyjeś, albo z terenu niczyjego zrobił się teren własnościowy, a my możemy nie zdawać sobie z tego sprawy. Jest ryzyko jest zabawa. W najgorszym przypadku możemy z danej miejscówki zostać wyproszeni. Co nie zawsze jest miłe i wiąże się z czasem na znalezienie nowej ziemi niczyjej.
Jeszcze są takie sytuacje, że mimo, że ziemia jest niczyja, to należy do danego państwa i mimo, że jest to nieoznaczone nigdzie, niemożliwe do sprawdzenia możemy mieć nalot policji, straży miejskiej, leśnej czy innych włodarzy. Przez 4 lata nigdy nie zdarzyło nam się zapłacić mandatu, czy mieć jakieś konsekwencje prawne. Jednak sytuacji z władzami na przestrzeni lat mieliśmy wiele, nie liczymy czasu pandemii, bo to jest bardziej zrozumiałe. I na to trzeba być gotowym, że nalot może być. Na początku bardzo nas te sytuacje stresowały, odbieraliśmy to jako pozbawienie wolności. Po latach zrozumieliśmy, że wolność ma się w sercu i we własnej głowie i jeśli ją posiądziesz, ciężko będzie Ci ją odebrać. Asertywność level hard. A teraz jesteśmy chyba już starymi wyjadaczami, bo naloty przestały wtrącać nas z równowagi. Często mieliśmy takie naloty dlatego, że w danym państwie mają takie procedury. W Turcji w związku z emigrantami, legitymowanie to normalka i codzienność. I ma to swoją logikę, dajemy się sprawdzić w systemie, dzięki temu czujemy się bezpiecznie. Turecka policja, często po prostu sprawdza czy wszystko ok, czy nam czegoś nie potrzeba. Weryfikują, czy na bezpłatnym miejscu na dziko nie ma prawdziwie dzikich lokatorów, jakimi są emigranci. Podają nr telefonów, na jakby co, a czasem nawet jedzenie 😀 To nauczyło nas, że władze nie są po to żeby wlepiać mandaty i utrudniać życie, tylko pilnować porządku i dbać o bezpieczeństwo. Szkoda, że dopiero w Turcji się tego nauczyliśmy… W innych krajach jest różnie, trzeba rozmawiać, dociekać, a ostatecznie palić głupa. Przecież mamy prawo do niewiedzy.
Pamiętajcie, że włodarze są różni, różne mają humory i każdy kontakt z nimi to nowe doświadczenie i wiedza, jak rozmawiać na przyszłość.

– Tylko bezalkoholowo! Żeby bezpiecznie stać na dziko, warto by kierowca był trzeźwy. Mieliśmy na szczęście niewiele sytuacji, że po dyskusji z władzami kazano nam opuścić dane miejsce np. w ciągu godziny. I teraz moja „nadwyobraźnia”, pyta mnie… co by było gdyby uprzednio przed nalotem, strzelilibyśmy sobie po piwie? W zależności od kraju, ale w Polsce podejrzewam, że skończyłoby się to holowaniem kampera i nieprzewidzianymi kosztami. W niektórych państwach, nikogo nie interesuje, że było pite, masz opuścić miejsce, teraz. I taką sytuację znamy, z czasów Corona Camp. Thomas dostał takie polecenie. To był środek imprezy. I nie dostosował się, choć grożono mu… więzieniem. Tylko Mevlut, radykalny muzułmanin, którego znacie z odcinka (klik!) nic nie pił tego dnia. I on powiedział, że bierze ich na siebie. Na szczęście nie wrócili, a Thomas, rano ruszył na nowe miejsce, w okolicę archipelagu nazwanego przez naszych przyjaciół pieszczotliwie „Crocogator” 😉 A szukanie nowego miejsca na bani, to szukanie kłopotów. Zagraża nam i innym uczestnikom ruchu. Na szczęście nigdy to się nam nie zdarzyło, ale warto o tym pamiętać.

Jak widać więcej jest minusów niż plusów. I  wychodzi na to, że spanie na dziko to marnotrawienie czasu, komplikowanie i utrudnianie sobie życia i mniej bezpieczna opcja. W takim razie po co i dlaczego ludzie w ogóle śpią na dziko?

Od dłuższego czasu zastanawiam się dlaczego ja tak śpię? Przecież można łatwiej i szybciej. Ale zaraz, nie taniej, nie tak widokowo i nigdy przenigdy nie będziesz tak wolnym człowiekiem, jak śpiąc na dziko na łonie natury. Piszę więcej o minusach, bo na to trzeba być po prostu przygotowanym. A plusy każdy może przecież odnaleźć swoje. Piszę ten artykuł w Kapadocji i wiecie co? Dla mnie największym plusem są takie dni jak dziś. Budzi mnie hałas. Wyglądam przez okno i widzę, że do Groszka zbliża się balon. Sięgam po okulary, jednocześnie zbiegam po drabinie na dół w koszuli nocnej, otwieram drzwi kampera, a balon jest na wprost wyjścia i panowie krzyczą do mnie Good Morning!!!

Kocham moje życie dzikusa!

Jest jakaś 5 rano, lądują obok kampera i proponują turecki cay. Jeden wysiada, drugi pilnuje balona. Rozmawiamy oglądając wspólnie wschód słońca, cudnie wynurzający się, zza zabawnych tufowych skałek. Czy ja myślę wtedy o tym, że moja turystyczna toaleta jest pełna, gdzie napełnię zbiorniki z wodą, gdzie będą spała dzisiejszej nocy, czy przyjedzie policja, czy to, że spałam za krótko i nie zdążyłam umyć nawet zębów, nie wspominając o prysznicu? Nie!

Rozmawiamy dalej, jednocześnie robię kawę, wyjmuję lustrzankę i cykam fotki. Potem podjeżdża Jeep, oglądamy z Danielem jak wymieniają butle z gazem w balonie, drugi gość wsiada i obserwujemy jak balon startuje i wznosi się w powietrze, krzyczę do nich Gule Gule!!! Czyli do widzenia po turecku, mówi ten który zostaje! Nie słyszę odpowiedzi, są za wysoko, a balon huczy. Nie potrzebuję nic więcej, mam zrobiony cały dzień mimo, że jest dopiero koło 6 nad ranem. Tego poranka nikt mi nie zabierze i kiedy tylko o tym pomyślę, budyń na twarzy murowany. Takie przygody zdarzają się częściej na dziko i od kiedy jestem kamperową dzikuską, kampermaniaczką, coraz więcej właśnie takich mam wspomnień i coraz więcej takich przygód się zdarza. To jest największy plus spania na dziko, a te wszystkie minusy odlatują w stronę nieba zapakowane do kosza tureckiego balona w Kapadocji.

AS